Kliknij tutaj --> 🦀 czy warto wierzyć w przeznaczenie
Co to znaczy być człowiekiem wierzącym. Z cyklu "Eseje tomistyczne". W przeciwieństwie do naszego współczesnego pojmowania wiary, myśl św. Tomasza na ten temat jest bardziej ontologiczna niż psychologiczna, bardziej teocentryczna niż antropocentryczna. Widać to od razu w podejściu do pytania o potrzebę wiary.
Dlaczego jednak sądzę, że nie warto w nią wierzyć? Załóżmy, że przeznaczenie istnieje. Wówczas, niezależnie od tego, czy wydaje nam się, że jesteśmy w pełni odpowiedzialni za swój los, czy wierzymy, że nic nie dzieje się przypadkowo, nie ma to znaczenia. Nie jesteśmy wstanie upaść niżej, czy wznieść się wyżej niż jest
Wierzymy w to lub nie, ale cyfry i energia jaką ze sobą niosą, wpływa na nasze losy i determinuje przyszłość. W numerologii wszystko krąży wokół cyfr. Jeśli żyjesz w zgodzie z zasadami numerologii to pomagasz sobie, ale przede wszystkim na pewno nie szkodzisz. Jeśli udajesz się na rozmowę o pracę to najlepiej w dniu, który
Nie od przypadku bowiem zależy zbawcza miłość Boga do nas. Nie można zostać przypadkiem zbawionym lub przypadkiem potępionym. Podsumowując można powiedzieć, że życiem człowieka nie steruje ani przypadek, ani przeznaczenie. Bo chociaż jest ono zależne od wielu czynników, to ostatecznie rozgrywa się pomiędzy wolnością ludzką
W księdze Izajasza czytamy: „Jeśli nie uwierzycie, to się nie utrzymacie” (Luter) „Jeśli nie będziecie stali przy Bogu, nie ostoicie się”. „Jeśli nie wierzycie, to i nie zrozumiecie”. (Septuaginta) „Wierzyć” w Biblii oznacza uznać, że istnieje coś, czego nie mogę zbadać zmysłami. Wiara dotyka tajemnicy.
Rencontre Femme Senior Ile De France. Nie-na-tematNa świecie pandemia wirusa SARS-Cov-2. Dwa ponieważ jeden to nic innego jak SARS-Cov, który wywołał epidemię SARS (ang. severe acute respiratory syndrome), czyli zespołu ciężkiej ostrej niewydolności oddechowej w 2003 roku. A właściwie w 2002 r., z tymże władze Chińskiej Republiki Ludowej rozstawiły blokadę informacyjną i powiadomiły Światową Organizację Zdrowia (WHO) dopiero trzy miesiące od wykrycia pierwszych więc w fotelu i myślę sobie, że w dość prosty sposób mogę się wstrzelić w pewną niszę rynkową, mianowicie napiszę krótki tekst nie-na-temat. Nie-na-temat koronawirusa, którego już wszyscy mamy dosyć. W żaden sposób nie bagatelizuję problemu, natomiast sądzę, że tak jak nie samym chlebem żyje człowiek, tak też nie od samego koronawirusa umiera. W następnych akapitach podzielę się tym, co w tym całym niespokojnym świecie daje mi jakiś dziwny, wewnętrzny spokój. Kogo obchodzi moje życie?Kogo obchodzi moje życie? Jestem takim szczęśliwcem, że mogę teraz wymienić po przecinku kilkanaście imion, za którymi stoją realni ludzie, którzy wolą abym istniał, niż abym przestał istnieć. Jednak to nie jest ostateczną odpowiedzią na pytanie – mogę przecież sobie wyobrazić, że w jakichś tragicznych okolicznościach wszystkie wymienione osoby giną i zostaję na świecie sam. Ktoś powie, że to nie tylko czarny, ale i mało realistyczny scenariusz… czyżby? A nawet jeśli, to wystarczy faktycznie abym zapadł na amnezję i nagle realnie jestem sam na świecie. Ponadto nie każdy jest takim szczęściarzem, niektórzy może mają tylko jednego bliskiego przyjaciela, córkę, syna, męża, brata, siostrę lub przyjaciela innego gatunku. Inni z kolei są sami – stale czy choćby – niezależnie od tego czy jesteśmy sami, czy towarzyszy nam ktoś miły – Wszechświat jest bardzo nieprzyjaznym uniwersum w jakim przyszło nam żyć. Jesteśmy bytami fizycznymi i dlatego podlegamy pod te same reguły gry co inne obiekty fizyczne. Prawa fizyki nie są życzliwiej usposobione względem mnie niż np. względem fizyczność jest jedną z bardziej unikalnych, bo jak na razie nie potwierdzono, aby gdziekolwiek indziej we Wszechświecie istniała taka materia fizyczna, która działa na rzecz samej siebie – co w skrócie nazwać możemy materią ożywioną. Oznacza to jednak, że podlegamy również tym samym regułom gry co inne organizmy na naszej planecie – czy nam się to podoba czy nie. Świat przyrody nie jest dla człowieka bardziej przyjazny niż dla zagrożonych gatunków czy ścinanych zauważyć, iż nie jesteśmy jedynie materią ożywioną, ale również świadomą i to świadomą na najwyższym ze znanych nam poziomów funkcjonowania. Inaczej mówiąc, wiemy coś o sobie, coś czego nie wie kamień i czego nie wie drzewo. Nawet w królestwie zwierząt zajmujemy szczególne miejsce i chociaż delfin oraz szympans są sprytnymi, samoświadomymi bestiami, to jednak wszystko nam podpowiada, że człowiek dysponuje jakimś szczególnym rodzajem tej zdolności, który wykracza daleko poza doświadczenie pozostałych właśnie samoświadomość pozwoliła ludzkości wydać na świat dzieła geniuszy, takie jak: Fantazja Impromptu cis-moll op. 66 Fryderyka Chopina, Świątynia Pokutna Sagrada Familia Antoniego Gaudiego, Ogólna Teoria Względności Alberta Einsteina czy choćby język polski (autor nieznany; nie przyznał się). Jednak… ta sama samoświadomość jest również źródłem lęku egzystencjalnego. Czym jest lęk egzystencjalny?To na przykład uczucie przemijania, szczególnie doświadczane w momencie śmierci kogoś bliskiego, własnej choroby śmiertelnej czy zwykłego starzenia się. To również pytanie o sens życia, które zadajemy szczególnie w momencie cierpienia (po co się męczyć?), albo wtedy gdy podejmujemy życiowe decyzje (takie jak wybór szkoły, pracy, partnera czy miejsca zamieszkania) lub gdy żałujemy dotychczas podjętych wyborów. Lęk egzystencjalny może objawiać się także pustką, uczuciem nicości, niepokojem, dezorientacją, niepewnością, wątpliwościami i jeszcze na kilka innych tego nie ujmować lęk egzystencjalny sięga do sedna naszego istnienia i wyzywa na pojedynek nasze poczucie sensu życia. W takiej sytuacji mamy w zasadzie dwa wyjścia – przejść obok, zagłuszyć lęk poprzez rutynę codzienności lub podjąć rękawicę rzuconą nam przez samoświadomość. Jeśli nie zadowalamy się potocznością podejmiemy się próby odpowiedzi na tzw. pytania egzystencjalne, musimy jednak pamiętać, że poszukiwania sensu są jak rejs po nieznanych wodach i nie wiemy gdzie ostatecznie dopłyniemy w naszych rozważaniach. Jeśli idzie o mnie to wolę jednak utknąć na środku morza pytań niż nigdy nie opuścić portu dnia powszedniego. Coś musi być, Ktoś chyba jest nad nami… Jak zapewne większość z Was już wie, jestem teistą, co oznacza, że wierzę, iż istnieje jakiś rozumny Byt, który nie tylko stworzył świat, ale również w nim działa. W naszej kulturze ten Byt zwykło się nazywać Bogiem chociaż w rozważaniach egzystencjalnych wolę nie odwoływać się do języka religijnego. Religia kojarzy się bowiem z jakimś konkretnym obrazem Boga, a niejednokrotnie również z pewną organizacją religijną. Jednak w moim życiu religia nie jest tożsama z wiarą w istnienie działającego Stwórcy, tzn. że mógłbym nie utożsamiać się z żadną religią, ale dalej wierzyć w Stwórcę. Dlatego w dalszych partiach tego tekstu nie będę posługiwał się słowem Bóg, chociaż osoby wierzące mogą bez problemu korzystać z tej kategorii. Prawdą jednak jest, że ludzie dzisiaj są coraz mniej religijni w tradycyjnym rozumieniu – młodzież i młodzi dorośli coraz rzadziej kontynuują wiarę rodziców i dziadków, a ci drudzy w zasadzie bardziej niż wiarę kultywują tradycję i politykę Kościoła. Jednak jedni i drudzy niejednokrotnie są skłonni powiedzieć, że Coś tam jednak jest, albo że Ktoś jednak czuwa nad nami. Skoro przypuszczamy, że jest, to możemy Go nazwać Bytem, a napisałem od wielkiej litery, bo jeśli ten Byt jest pierwszy i stworzył wszystko, to możemy założyć, że należy Mu się choćby formalny szacunek, taki jakim darzymy prawomocnie wybrane władze państwa czy wybitnych naukowców, artystów i sportowców. Oswoić WszechświatJak już wspomniałem jesteśmy obiektami fizycznymi, biologicznymi oraz samoświadomymi, przez co borykamy się z trudnościami na tych trzech poziomach. Jednym ze sposobów oswojenia sobie chłodnego i nieubłaganego Wszechświata jest wiara w to, iż ma on dobrego, mądrego i skutecznego Stwórcę. Specjalnie nie używam teraz terminów zaczynających się od przedrostka wszech ponieważ będziemy mieli z nimi więcej problemów niż pożytku; a po co komplikować…?Czy faktycznie taki Byt istnieje? Nie można tego udowodnić, bo gdyby można było to ludzie wierzący już dawno udowodnili tym niewierzącym i pojęcie ateizm czy agnostycyzm byłoby synonimem dzisiejszego płaskoziemiec czy antyszczepionkowiec. Jednak to, iż czegoś nie można udowodnić jeszcze nie jest wystarczającym powodem, aby w coś nie wierzyć. Wierzymy np. w to, że oprócz nas istnieją inne umysły, albo że nasze wspomnienia są autentyczne. Nie możemy jednak udowodnić tego, że w tej chwili nie dzieje się jeden wielki sen, tak jak to ma miejsce w naszych nocnych marzeniach sennych. Albo też nie jesteśmy w stanie udowodnić tego, że nie jesteśmy androidami z wbudowaną pamięcią wsteczną i właśnie w tej sekundzie zostaliśmy włączeni sądząc, że żyjemy już X lat, mając wgrane fałszywe jakiej więc podstawie rozstrzygnąć czy należy wierzyć w Stwórcę czy nie? Od pewnego czasu porzuciłem mrzonki o dowodzie na istnienie Boga – kto sądzi, że coś takiego istnieje, to zapewne nie poświęcił problemowi większej uwagi, albo obraca się tylko wokół ludzi już wierzących, co w sumie nie jest zbyt rozwojowe. Doszedłem do wniosku, że od swoich przekonań światopoglądowych wymagam spełnienia dwóch kryteriów – możliwości logicznej oraz praktyczności. Czy wiara ogłupia?Zaznaczam, że chociaż porzuciłem poszukiwania dowodu na istnienie Stwórcy nie zaprzestałem rozmyślań o Nim. Moje wysiłki skupiły się na pytaniu: Czy mogę wierzyć w Stwórcę i jednocześnie być uznany za człowieka rozumnie myślącego? Pod wyrażeniem myślenie rozumne kryją się zazwyczaj trzy elementy: (1) logika, (2) nauka i (3) zdrowy rozsądek, zwany też potocznym utrzymać Tekst w pewnych ramach objętościowych nie mogę pozwolić sobie na wykazanie argumentacji w zakresie tych trzech aspektów rozumności. Mogę jedynie powiedzieć, iż moje dotychczasowe, dwuletnie badania doprowadziły mnie do wniosku, iż wiara w istnienie dobrego, mądrego i skutecznego Stwórcy jest możliwa. Nie ma przesłanek logicznych, naukowych czy płynących z potocznego doświadczenia, które kazałyby odrzucić taką wiarę jako niemożliwą (nielogiczną, nienaukową czy nie-zdroworozsądkową). Co więcej, oprócz tego, że mogę wierzyć w (takiego) Stwórcę dostrzegam pewną namacalną praktyczność takiej wiary. Czy wiara się opłaca?Na czym polega owa praktyczność wiary w Stwórcę? Wracamy do pojedynku między mną a samym sobą, tzn. do lęku egzystencjalnego, którym zaraziła mnie samoświadomość. Czy moje życie ma jakiś cel? Czy moje życie ma jakąś wartość? Czy warto przechodzić trudy i cierpienia życia? Skoro wszystko w tym świecie przemija, to czy istnieje coś pewnego? Czy miłość jest warta cierpienia rozłąki? Czy jest nadzieja na lepsze jutro? W zasadzie na każde z tych pytań (i jeszcze kilka, których mi się już nie chciało pisać) możemy udzielić pozytywnej, twierdzącej odpowiedzi. Jednym z dobrych sposobów jakie dotychczas poznałem jest wiara w dobrego, mądrego i skutecznego Stwórcę, Byt Pierwszy, który ma jakiś pomysł na ten świat. Weźmy na przykład obecną sytuację, czyli pandemię wirusa SARS-Cov-2. Za oknem panują dwa wirusy – biologiczny i społeczny, zwany także paniką. Podobno ktoś wczoraj pobił się w supermarkecie Biedronka, w Siedlcach… domyślam się, że oboje uczestnicy bójki robili zapasy na okres nie jestem fanem paniki, to jednak trochę się tego wszystkiego obawiam. Skąd taki strach? Zawsze staram się założyć najgorszy możliwy scenariusz. I nie dlatego, że jestem jakimś pesymisto-nihilistą, nic z tych rzeczy. Po prostu nie lubię być zaskoczony przez okoliczności, a więc jeśli pomyślę i wyobrażę sobie najgorszy możliwy scenariusz łatwiej mi go będzie znieść, gdy faktycznie się ziści, a jeśli się nie wydarzy to znaczy, że mogę się jedynie pozytywnie zaskoczyć. W tym przypadku tej naszej pandemii trochę trudno pomyśleć dosłownie najgorszy scenariusz, bo wyobraźnia praktycznie jest w tym aspekcie nieograniczona… wystarczy przypomnieć sobie kilka filmów apokaliptycznych i postapo, aby nabrać respektu do niewiedzy jaka się przed nami rozciąga. I chyba to jest faktycznie źródłem mojego strachu – nie wiem do końca czego najgorszego się tym wszystkim jednak z pomocą przychodzi mi wiara w Stwórcę. Jeśli jest jakiś Projektant tego całego zamieszania, które zwykliśmy nazywać światem, albo życiem to dobrze byłoby od razu założyć, że jest dobry, mądry i skuteczny. Rozumiem, że największym argumentem ateistycznym jest zło na świecie oraz że kłóci się ono przynajmniej z jednym z tych trzech atrybutów. Jednak ja nie wierzę w Stwórcę bo tak trzeba, albo że nie jestem w stanie wyobrazić sobie świata bez Stwórcy. Wierzę, bo chcę wierzyć, ponieważ mam z tego wymierną wiary w Stwórcę, czy Boga, wcale nie czyni świata lepszym, skala zła się nie pomniejsza, a ludzie z automatu nie stają się bogatsi, zdrowsi czy szczęśliwsi. Rozumiem, że w religiach mają miejsce różne niekonstruktywne zjawiska, czy nawet patologie – pamiętajcie jednak, że ja w tej chwili nie mówię o religii, a o samym przekonaniu, o wierze! Przeznaczenie? Dobra, wracamy na ziemię – wokół mnie szaleje wirus i panika w obliczu których samoświadomość znowu wzbudza lęk egzystencjalny. Jednak w tej samej samoświadomości oprócz lęku istnieje również pojęcie dobrego, mądrego i skutecznego Stwórcy, który zaczyna równoważyć nierówną walkę pytań bez odpowiedzi. Jeśli istnieje, albo przynajmniej może istnieć taki Byt, który nad wszystkim czuwa i w jakiś niezrozumiały oraz niewidoczny sposób realizuje swój plan – zwany niekiedy przeznaczeniem – to ja chcę w taki Byt wierzyć. Oznacza to, że nie jestem w tym wszystkim sam, że Wszechświat nie jest już tylko chłodnym i niebezpiecznym miejscem, ale jest również pewnym zadaniem, równaniem matematycznym, placem budowy czy piłką w grze, której wynik jeszcze nie jest przesądzony. A czego potrzeba człowiekowi w trudzie życia jak nie właśnie nadziei? Tak więc pomimo pewnego lęku, który jednak tu i ówdzie się odzywa, myślę sobie: Co ma być, to będzie. To znaczy, że ufam, iż ten Rozgrywający – dobry, mądry i skuteczny Projektant, Programista – obmyślił wszystko jak należy, a to co się dzieje wpisane jest w rachunek zysków i strat. Jeśli tak, to jest nadzieja, że summa summarum wszystko zakończy się najlepiej jak to możliwe. Z takim przekonaniem nie tylko łatwiej się umiera (jak sądzę), ale również łatwiej się żyje.
fot. Analiza wystawionej rekomendacji dla spółki Synektik SA Zespół analityczny domu maklerskiego Ipopema Securities SA dnia 2022-07-25 00:00 wystawił rekomendację dla akcji Synektik SA. Bieżące notowania akcji oscylują się na poziomie PLN, a cena docelowa jest ustalona na 45 PLN. Zespół analityczny domu maklerskiego wystawił zalecenie kupuj. X Nazwa spółki, której dotyczy rekomendacja Biuro Maklerskie Data sporządzenia dokumentu Zalecenia analityków Aktualna cena akcji Kurs docelowy Najnowsza rekomendacja Synektik SA Ipopema Securities SA 2022-07-25 00:00 kupuj 45 Ostatnia rekomendacja Synektik SA Ipopema Securities SA 2022-01-10 00:00 kupuj 45
Czy tym tygodniu spotka mnie miła niespodzianka od przystojnego Raka, którego poznałam niedawno – zmieni moje życie? Czy to, że będę siedzieć i czekać na lepsze dni, które – jak czytam w horoskopie – nadejdą pod koniec miesiąca, jest dobre? Sami podejmujemy decyzję, w co wierzymy i dlaczego wierzymy. W poszukiwaniu szczęścia... Psychologowie podkreślają, że nie możemy dać szczęścia komuś, kto najpierw nie znalazł go sam w siebie. I choćbyśmy chcieli kogoś uszczęśliwić i dać mu to, co najlepsze – jeśli on sam siebie nie kocha – nie doceni tego, co dla niego robimy. Czym jest szczęście? Dla jednego szczęściem będzie comiesięczny wyjazd, dla drugiego – rozwój osobisty. A dla innego szczęściem będzie mieć przy sobie tych, których kocha i którzy jego kochają. Horoskop vs szczęście? Hmm... Z pewnością wiele z nas, choćby ze zwykłej ciekawości, sprawdza swój horoskop na najbliższy tydzień, miesiąc. Jednak warto zadać sobie pytanie – czy jeśli wspomniany już Rak nas rani, odbiera nam radość życia, na pewno jest dla nas dobrym partnerem, bo tak jest zapisane w horoskopie? Jeśli kogoś poznamy i nie wpisuje się on w przepowiednie z horoskopu, to co to znaczy? Komu wierzymy? Warto brać odpowiedzialność za swoje decyzję, bo żyjemy tylko teraz. Odpowiedni moment! Odpowiedni moment na działanie jest teraz. Możemy wierzyć temu, co czytamy w horoskopach, wierzyć w los czy w przeznaczenie, ale przecież to my mamy być szczęśliwe. Jeśli komuś przypisany jest Rak – nie jest to przecież gwarancja szczęśliwego życia. Każda relacja i każdy związek – potrzebują czasu, kompromisów, zaufania. Niezależnie od tego, w co wierzymy – warto zrobić wszystko, by być szczęśliwymi i by nikt przez nas nie płakał. Z pewnością najgorszym rozwiązaniem jest bierne czekanie na to, co nadejdzie. A co Wy o tym sądzicie? ___ Źródło: Fot.:
czy warto wierzyć w przeznaczenie